poniedziałek, 1 stycznia 2018

ROZDZIAŁ 3


                - Everleigh! Co ty wyprawiasz, dziewczyno!? - wzburzony głos Alexa dopada mnie na ulicy. Chłopak wychodzi z Sandwich'n dinner, szarpie mnie za ramiona i zmusza do odwrócenia się w swoją stronę. Spoglądam na niego spode łba i przełykam ślinę. Nie podoba mi się jego agresywne zachowanie i zaczynam trochę się bać. - Mogłaś ją zabić!
                   - Nie przesadzaj - prycham natychmiast i przewracam oczami - Przecież nic jej nie zrobiłam, nie potrzebuję Twojego kazania.
                    Sama nie wiem skąd we mnie tyle odwagi, żeby jeszcze z nim dyskutować.W końcu to oczywiste, że nie powinnam była się tak zachować, ale halo, stało się i już. Jego matkowanie nic tu nie zdziała.
                    - Wiesz, jak nierozsądne to było? - pyta i karci mnie jak małe dziecko. Czuję się tak, jakbym rozmawiała z rodzicami.- Miałabyś ostro przejebane, gdyby Justin Cię nie odciągnął.
                   - Justin? Znasz go? - marszczę brwi i wyczekuję odpowiedzi. Chłopak wzdycha ciężko i pociera rękoma czoło. Aha, coś jest na rzeczy. - Alex, zadałam pytanie.
                   - Niestety tak, ale ty nie będziesz. - od kiedy on decyduje z kim mogę się zadawać, a z kim nie? Nie jestem mała, mogę sama podejmować decyzje. To co zrobiłam tej szmacie w Sandwich'n dinner jest tego idealnym dowodem.
                   - Dlaczego? - wpatruję się w niego poważnie i nie rozumiem dlaczego tak szybko chce zakończyć temat Justina. Nie lubią się?
                  - Bo tak powiedziałem.

Grabi sobie. Oj, grabi....
 
                   - Słucham!? - podnoszę głos i kręcę głową, ale chłopak naprawdę zaczyna wyprowadzać mnie z równowagi. Nie ma prawa mówić tak do mnie i to bez żadnych wyjaśnień!
                  - Słyszałaś. - jest wkurzony. Czuję jak powstrzymuje się przed powiedzeniem słów, których będzie później żałować i wiem, że także muszę ochłonąć. Jednak nie potrafię. Coś w środku mnie się blokuje i jedyne co czuję to chęć wrócenia do lokalu i dokończenia tego co zostało mi przerwane. - Nie zobaczysz go więcej na oczy i moja w tym głowa.
                  - Nie możesz decydować za mnie! - mówię głośno i spoglądam na niego z wyrzutem.
                   - Koniec tematu, Everleigh. - Alex zdaje się mnie w ogóle nie słuchać. Ciągnie mnie za ramię do swojego samochodu i sadza na siedzeniu pasażera - Jesteś zdenerwowana, nie myślisz racjonalnie, porozmawiamy o tym kiedy indziej. Teraz odwiozę Cię do domu.
                  - Wiesz, że potrafię sama to zrobić, prawda? - pytam, kiedy chce zapiąć mi pas, ale on i tak robi to za mnie. Cudownie!
                 Zamyka drzwi, okrąża samochód i siada za kółkiem, po czym odpala silnik i rusza. 
                 Następne dziesięć minut jedziemy w całkowitej ciszy. Nie odzywam się, on też najwidoczniej nie zamierza, jednak dopadają mnie wyrzuty sumienia i spuszczam głowę. Bawię się rąbkiem koszulki i nerwowo przygryzam wargę. Tragają mną sprzeczne emocje, ale ostatecznie dochodzę do wniosku, że popełniłam błąd. Oh, Boże! Jestem do bani!
                  - Przepraszam, Alex- mówię cicho. Kątem oka dostrzegam, jak chłopak nieco rozluźnia zaciśniętej na kierownicy dłonie. Wzdycha ciężko i choć na mnie nie patrzy to wiem, że mam jego całą uwagę. - Zepsułam Ci wieczorek karaoke. Nie chciałam.
                  - Daj spokój, to tylko głupia impreza. - uśmiecha się lekko i mruga zadziornie. Czuję, jak atmosfera zaczyna się rozluźniać i jest mi od razu lepiej.
                   - Tak, ale zorganizowałeś ją z Rusem. Na pewno wam zależało, żeby dobrze wyszła.
                  - To nie Twoja wina. Może nie powinienem był Cię zapraszać. Po prostu myślałem...
                   Urywa nagle, ale ja po prostu muszę dowiedzieć się co chciał powiedzieć!
                  - Co myślałeś? - staram się brzmieć pewnie, ale w rzeczywistości bardzo martwię się odpowiedzią. - Że nie rzucę się na kochankę mojego byłego chłopaka? Że już zapomniałam o tym co się stało? Nie wiem, jak to wygląda u Ciebie, ale u mnie przyjaźnienie się z taką szmatą nie przechodzi, wiesz!?
                  - Myślałem, że nie jest tak jak mówią inni. - Brawo, Alex! Jeśli starasz się jakoś wybrnąć z tej sytuacji to mogę Cię zapewnić, że marnie Ci idzie. Pieprzone plotki! Fałszywi ludzie! Nienawidzę tego miasta, ugh.


 A co dokładnie oni twierdzą, Alexandrze?

                 - To znaczy!? - wściekłość przejmuje nade mną kontrolę, nie mogę usiedzieć na miejscu i mocno zaciskam pięści. - Proszę powiedz mi co mówią inni, dawaj!
                  - Że postradałaś zmysły. - wypowiada te słowa ze smutkiem, ale mnie to nie obchodzi. Słyszę teraz jedynie głośny głos w mojej głowie każący mi natychmiast wysiąść z tego cholernego samochodu.
               - Zatrzymaj się. - szepczę cicho, ale na tyle stanowczo, że chłopak powinien spełnić moją prośbę. Alex jednak tego nie robi, o dziwo jeszcze bardziej przyśpiesza, a ja czuję jak pod powiekami zbierają mi się łzy. Nie chcę mu pokazać, że jego słowa robią na mnie jakiekolwiek wrażenie. - Alex, zatrzymaj samochód. 
                    Pojazd gwałtownie staje. Odpinam pas, otwieram drzwi i bez słowa wysiadam. Ledwo trzymam się na nogach, ale mimo to dzielnie idę przed siebie. Chłopak pojechał objazdem przez co znajduję się teraz na kompletnym odludziu, do tego deszcz nadal pada i zasłania mi widok. Gdy wydaje mi się, że jestem już wystarczająco daleko od Alexa, daję upust emocjom. Jestem zła i zraniona. Znowu. Dlaczego takie sytuacje trzymają się zawsze tylko mnie!?
                 Niespodziewanie ktoś szarpie mnie mocno za ramię i jednym ruchem odwraca w swoją stronę. Cichy pisk ucieka z moich ust i jestem zaskoczona osobą, która staje przede mną.
                  - Skoro jestem taką wariatką to czemu tu jesteś? - pytam Alexa, a każde spojrzenie, które chłopak mi posyła zadaje dodatkowy ból. Złość odchodzi w zapomnienie, teraz na światło dzienne pozwalam wyjść bezradności i zmęczeniu - Dlaczego nie odpuścisz? Nie zostawisz mnie? Naprawdę nie potrzebuję Twojego wsparcia, ani pieprzonej litości, wiesz? Nie naprawisz tego co mi zrobiłeś w ten sposób
                 Jestem wykończona. Nie chce mi się już ciągnąć dłużej tej rozmowy, marzę by tylko wrócić do domu i położyć się we własnym, wygodnym łóżku.
                   - Bo jest różnica między tym co mówią inni... - milknie, po czym przybliża swoją głowę do mojej. Nasze nosy praktycznie stykają się ze sobą i uważnie obserwuję każdy, najmniejszy detal jego twarzy. Alex poważnieje, czuję jego oddech na swoich ustach, gdy ściszonym głosem kończy zdanie. - ...a tym co myślę ja.
                  Kiedy w następnej chwili Alex wpija się w moje usta, nie protestuję. Odwzajemniam jego pocałunki jeden za drugim, pozwalam mu zatracić się w uczuciu, którym mnie darzy i robię złudną nadzieję, która z czasem go zniszczy. Można pomyśleć, że jestem bez serca, ale to nie moja wina. Coś wewnątrz mnie wciąż nieustannie powtarza, jak mantrę, że gdy zranię go tak samo jak Aiden zranił mnie, poczuję się lepiej. 
                   A ja nie mogę się temu oprzeć i ślepo podążam za jego słowami.






Rozdzialik z drobnym (wielkim, przepraszam!) opóźnieniem, ale w końcu jest! Szczęśliwego Nowego Roku, kochani <3
xx

2 komentarze:

  1. Takie zakończenia lubię! U mnie pojawił się 1szy rozdział, myślę, że przypadnie Ci do gustu - http://www.rytmuczuc.blogspot.com
    Szczęśliwego Nowego Roku życzę. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne imiona w opowiadaniu, trochę krótko, ale fajnie.

    OdpowiedzUsuń